Race Around Austria 2016 – odc. 13 – Jeziora, zamki i wiszące mosty

Race Around Austria 2016, Wyścigi
18 paź 2017 00:40

Z 1700 m npm zjeżdżamy na 900 m, ale nie od razu. O 15-ej, 100 metrów wyżej, robimy 10 minut przerwy. Na zmianie Kuba, Michał i Maciek dzielnie śledzą mnie w pacecarze 🙂

240

Pół godziny później, w miejscowości Wiessenbach am Lech przekraczam po raz kolejny rzekę o nazwie – oczywiście – Lech 😉

241

Pora na kolejną, tym razem lekką wspinaczkę. Po 15 kilometrach dojeżdżam do miejsca, które jest dowodem na to, że warto jeździć z team’em i to otwartym na widoki. Z roweru takiej foty nie dałbym rady strzelić. Gdybyście mieli ochotę wspiąć się na to wzgórze, przemaszerować kładką i oblukać zamek z bliska, to szukajcie tyrolskiej miejscowości Reutte. Sam kiedyś się pobujam na tych sznurkach!

242

O 17-ej witamy jeden z setki pięknych austriackich kurortów – Lermoos. Domki, ogródki, szyldy zachęcają do wizytowania latem i zimą. W tle Zugspitze, a może Hochwand (Hohe wand), czyli miejscówka wspinaczkowo-paralotniarska, a może jeszcze jakieś inne pasmo. Może ktoś zna?

243

A tu w pięknej krasie chyba jednak Zugspitze. BTW – nie myślcie, że pamiętam te wszystkie szczyty i miejscowości. Nie byłoby tej relacji gdyby nie ślad na Stravie, analiza mapy i czasy wykonywanych przez ekipę fotek 🙂

245

Powoli wspinamy się na 1100 m npm w okolice Fernpass i jeziora Blindsee (tu już nie może być pomyłki 🙂

247

Potem zjazd na 900 m i kolejny podjazd na 1100 m do Holzleiten w pobliżu Obsteig, gdzie robimy kolejną 10-minutową przerwę. Jest 19:00 i mamy za sobą 1800 kilometrów. 3 lata wcześniej tu zaczynały się moje kłopoty z karkiem i uporczywa walka z mechanicznym podtrzymywaniem głowy w pionie. Tym razem nic z tych rzeczy. Jadę z odpowiednią rezerwą. W żadnej minucie nie nadwyrężam ani kawałka swojego ciała. W przenośni samochodowej – nie dociskam pedału do podłogi.

Po 20-ej słońce powoli chyli się ku zachodowi a my jedziemy w jego kierunku.

251

Mamy przedmieścia Innsbrucka, do którego docieramy – po raz drugi na tym wyścigu – godzinę później. Już bez emocji i zachwytu pięknym miastem, uciekamy z niego jak najszybciej, aby w Schwaz, zjeść kolację na 20-minutowej przerwie i ruszyć w noc na ostatnie kilkanaście godzin ścigania.

Jest godzina 23:00, na liczniku już 1880 km. Przed nami jeszcze niecałe 300, ale za to z bardzo sztywnym podjazdem, który dał mi się poprzednim razem mocno we znaki.

(fot. Jakub Putyło)

Zobacz również