Wyzwania przychodzą czasami same, życie je przynosi. Nie trzeba ich szukać, wybierać, planować, a potem zastanawiać się na sensem ich realizacji. W piątek dostałem takie, bardzo sensowne – prawdziwy maraton, dużo dłuższy niż 2200km, właściwie bez końca, do pokonania nie w pojedynkę, ale zespołowo. Nie zastanawiałem się ani chwili. Właściwie zanim się objawiło, już byłem na starcie.
Jak to jest, kiedy trudny życiowy temat trafi na ultrakolarza? Ja do tego podchodzę tak: skoro wyzwania to moje życie, niech to będzie kolejne wyzwanie. Wytrwałość, upartość, konsekwencja – ten bagaż się przyda. A kiedy sobie poradzę z tym „prawdziwym” wyzwaniem, to Austria będzie łatwiejsza…
Zatem czas na trening! Dziś, pierwszy raz od tygodnia wyszedłem szlifować formę. Tymczasowo zmieniam dyscyplinę dla urozmaicenia. Biegam. Na pierwszy rzut marszobiegi w wolnym tempie (3 strefa). 6 x 10 minut.
Mam taką ładną pętle koło domu: http://connect.garmin.com/activity/114622773
Jeśli będzie to możliwe, to pobiegnę Biegnij Warszawo (10km) 2-go października.
Spoko bracie, przyłączam się do Twoich maratonów w każdej kategorii (życie, giga, mega czy hobby) choćby jako członek ekipy technicznej – wsparcie murowane. Twój niezwykły upór w dążeniu do celu, kosekwencja i racjonalność dają niesamowowitego kopa i motywują do dalszego działania. 3mcie się. Damy radę!
🙂 dzięki wielkie, pewnie, że damy radę – z taką drużyną nie widzę inaczej