Tak, tak… Przydają się. Od roku mam Garmin Edge 705 i zabieram go ze sobą na rower i na bieganie. Z bieganiem jest ten kłopot, że urządzenie jest całkiem duże i trzeba je trzymać w dłoni z narażeniem wypadnięcia podczas kolizji z innym biegaczem w czasie masowego wyścigu. Jednak warto. Na zawodach zwykle mam cel jaki chcę osiągnąć – w postaci czasu na mecie. Łatwo to przeliczyć na średnie tempo. Wtedy bieg z Garminem polega na obserwowaniu średniego tempa i trzymaniu się takich wartości, które pozwolą na osiągnięcie zamierzonego wyniku.
Po wyścigu można wgrać trening do kompa i zobaczyć np. jak rosło tętno w czasie wysiłku, którego założeniem było stałe tempo. U idealnie wytrenowanego wytrzymałościowo zawodnika (nie ma takich) wraz ze stałym tempem, tętno też powinno być stałe. W praktyce jednak tak nie jest i możemy stwierdzić, w którym momencie organizm zaczyna się „buntować” zwiększoną częstością bicia serca.
Podobnie na rowerze. Tam dodatkowo mogę wgrać całą trasę i na tej podstawie nawigować i określać odległość do celu. Wszystkie parametry jakich używałem w czasie Bałtyk-Bieszczady Tour to:
- dystans
- odległość do celu
- prędkość średnia
- prędkość okrążenia
- prędkość chwilowa
- średnie tempo
- aktualny czas
- tętno
Jest ich sporo i trzeba uważać, żeby się w nie nie wpatrywać non-stop, żeby nie spowodować wypadku.
Wyniki z Garmina ultrakolarz może wrzucać na connect.garmin.com