Być może tym wpisem ryzykuję 50 złotych za „Jazdę poza drogą dla rowerów lub wyznaczonym pasem dla rowerów, jeśli taki jest w kierunku jazdy kierowcy„, ale co tam temat ważny z dwóch powodów.
Nawet jeśli kolarz leci szosą, nie upoważnia to kierowcy autobusu do trąbienia i zajeżdżania drogi. Ten obrazek nie jest przypadkowy. Dziś (17.11) godzina 23:16, autobus 503, nr boczny jak widać, Dolina Służewiecka w stronę Ursynowa. Ja rozumiem, że można mieć słaby dzień, ale jeśli ma się szychtę za kierownicą kilkutonowego kolosa, to trzeba jednak wykazać się odpowiedzialnością i rozsądkiem.
Nie jestem bez winy i w świetle prawa powinienem telepać się dziurawym asfaltem dumnie nazwanym ciągiem pieszo-rowerowym, lawirując pośród kałuży, błota i mokrych liści, uważając, żeby nie nadziać się na słupek albo nie zaplątać w smycz… Jednak biorąc pod uwagę trzy pasy ruchu, pustki na drodze… naprawdę jadący nocą po jezdni rowerzysta utrzymujący prędkość niewiele mniejszą od najwolniejszych samochodów (w końcu i tak co chwilę są światła i kolarz jest w stanie dogonić albo wyprzedzić autobus) nie musi być obiektem nienawiści. Chociaż w tym przypadku, mam nadzieję, że facio przynajmniej odreagował frustracje swoim kozaczeniem na drodze i do domu wrócił zrelaksowany, czego mu serdecznie życzę.
A wszystkim uczestnikom ruchu, tym małym i dużym, pieszym, rowerzystom, kierowcom życzę wzajemnej życzliwości bez powodowania nerwowych, niebezpiecznych sytuacji – wiadomo dlaczego.
Żeby była jasność nie namawiam rowerzystów do łamania prawa, ale uważam, że to prawo trzeba zmienić i dopuścić rowery szosowe do jazdy po szosie. W końcu po to zostały stworzone. Na ścieżce rowerowej zaprojektowanej do poruszania się z umiarkowanymi prędkościami, kolarz szosowy jadący minimum 30km/h stanowi zagrożenie dla siebie i innych. Na jezdni jest dużo bezpieczniej, szczególnie w nocy. Oczywiście z obowiązkowym oświetleniem.