Marszobiegi to świetne urozmaicenie treningu kolarskiego. Dzisiaj miałem do wyboru: katować trenażer, wyjść na śliską szosę czy pobiegać. Wybrałem to ostatnie i to był strzał w dychę. 11 powtórzeń po 10 minut w 2 strefie (wyższa strefa wytrzymałości) biegu i marsz 3-minutowy pomiędzy. Razem prawie 2,5 treningu.
Co ciekawe ostatnio marszobiegałem ponad 3 tygodnie temu a mimo to mogłem bezkarnie pokonać ponad 20 km bez przeciążenia stawów i ścięgien. Po prostu 3-minutowe przerwy dają nogom krótką regenerację wystarczająca do tego, żeby pokonać bez kontuzji kolejne 10 minut biegiem. Świetny patent – polecam. Jestem pewien, że gdybym zamiast tego biegł nieprzerwanie, to po godzinie miałbym nogi załatwione.
Za to jutro powrót na rower. Oby pogoda dopisała, bo mam w planie ponad 3 godziny treningu ukierunkowanego na wytrzymałość siłową, którą będę budował na alpejskie przełęcze 🙂