Nocne treningi na wylotówce miasta to bardzo pomysł. Robię je od lat. Mają swoje zalety. Dzięki nim można wyjeździć sporo kilometrów przy planie dnia wypełnionym innymi ważnymi zadaniami. Koło północy ruch jest na tyle mały, że można spokojnie śmigać w bezpiecznej odległości od krawędzi jezdni i na tyle duży, żeby nie stracić czujności. Taka jazda to także symulacja nocnej jazdy w kilkudobowych ultramaratonach.
Jednak dzisiaj (a właściwie to już wczoraj) z lenistwa i dla urozmaicenia postanowiłem wyznaczyć sobie ursynowską pętle po mieście. Oczywiście prawoskrętnie. Wystartowałem o 23:25 ze Stokłosów, pojechałem Rosoła na Kabaty, dalej Płaskowicką do Pileckiego i Herbstem zamknąłem kółko. Razem prawie 11 kilometrów. Takich rundek dziś trzasnąłem 3 i pół – właśnie skończyłem przed chwilą.
Same zalety. Asfalt idealny. Oświetlenie drogi – klasa. Światła dość gęsto usiane i obawiałem się, że nie będę mógł utrzymać stałego tempa, ale jednak Rosoła i Pileckiego mają priorytet i jeśli nawet zapali się czerwone to na krótko. Blisko od domu – w razie awarii można dobiec a nie szukać taksówki. Na rundy za miastem trzeba dojechać, np. ode mnie 15-20 minut a tu runda zaczyna się pod domem.
No i aspekt krajoznawczy. Fajnie sobie popatrolować osiedle nocą…
Oczywiście nie rezygnuję z jazdy za miastem, ale cieszę się, że odkryłem nową fajną formę treningu 🙂