Race Around Austria 2016 – odc. 3 – Winnice i ucieczka przed Christophem

Race Around Austria 2016, Wyścigi
28 sie 2016 03:11

Trzeci dzień wyścigu był całkiem łaskawy w kwestii pogody. Nie padało. Moja najlepsza, świeżo zakupiona kurtka i właściwie niemal jedyna, której używałem, czyli Assos Sturm Prinz, mogła ode mnie odpocząć. Poza nią korzystałem tylko z bardzo lekkiej, cieniutkiej i nieśmiertelnej żółtej wiatrówki w Decathlonu. Mam ją co najmniej od pierwszego startu w Bałtyk-Bieszczady, czyli 7-y sezon, a być może nawet dłużej. Obie mają bardzo dobre właściwości cieplne. Mimo, że pod kurtką jestem mokry, to nie czuję, że jest mi zimno.

Nogi kręcą dobrze, kontuzji brak. Wszystko idzie po mojej myśli. Najpierw wyprzedzam Austriaka. Właściwie wyprzedzam go dwa razy, bo raz zjeżdżam przez pomyłkę na nieobowiązkowy bufet organizatora (tracąc przy tym 2 minuty) i muszę gonić zawodnika ponownie. Generalnie na wyścigu nie ma bufetów i każdy zaopatruje się sam, jednak na trasie można spotkać 2-3 miejsca, takie „strefy kibica”, gdzie są organizatorzy, zorganizowane grupy kibiców, miejsce do odpoczynku i wyżerka. My jednak z zasady nie stajemy tam, żeby nie tracić czasu – po prostu mamy zaplanowane swoje punkty postoju.

Następny spotkany kolarz to także Austriak – Manuel Moravec. Wygląda na bardzo młodego, oczy ma przekrwione i jedzie dość nierówno. Zwalnia, przyśpiesza, staje na pedały, przestaje kręcić… Rozmawiam z nim trochę. Planuje sen, ale nie chciałby przegapić, kiedy wyprzedzi go Christoph Strasser, który jest oczywiście faworytem do wygranej, do rekordu trasy i w ogóle jedynym, niemal pewnym kandydatem do zdeklasowania całej stawki. W Austrii Christoph jest idolem, szczególnie wśród kolarzy. Nawet był w TOP10 najpopularniejszych sportowców kraju. Manuel opowiada mi o swoim występie w Glocknerman’ie.  To zawody na dystansie 1000 km z przewyższeniami 19000m!!! (czyli 19m w górę na każdy kilometr). Dla porównania nasz wyścig Góry MRDP to odpowiednio 1122km i 15000m przewyższenia (13m/km, podobnie jak RAA). W przypadku RAAM jest to 10m/km.

Kiedy tak mijamy się z Manuelem, dzwoni Gosia. Bardzo cieszy mnie jej głos. Możemy swobodnie rozmawiać, bo telefon mam spięty przez bluetooth z systemem Cardo. Kiedy ktoś do mnie dzwoni, a ja słucham sobie mp3 z telefonu (też przez Cardo), słyszę dzwonek i mogę odebrać jednym przyciskiem na kasku. Oczywiście nigdy nie mam pewności, kto dzwoni. Na początku wyścigu odebrałem telefon z automatyczną sekretarką, która próbowała mi na promocji sprzedać miał węglowy i ekogroszek :). Tym razem na szczęścia dzwoniła Gosia. Przekazała mi dokładne wyniki wyścigu, który jestem, kto za mną, kto przede mną i jakie są różnice czasowe. Cenne informacje, bo apka organizatora była fatalna i naprawdę ciężko było z niej coś wyczytać.

Tymczasem powoli wkraczaliśmy w prawdziwe ściganie. Winnice przy południowo-wschodniej granicy zwiastowały pierwsze poważne wzniesienia. Jak to winnice, były położone na stokach. Stoki nie były duże, ale za to teren mocno pofałdowany, więc  jeździliśmy góra-dół-góra-dół. Trzeba było dobrze to zaatakować technicznie.  Za każdym razem musiałem zdecydować, czy dokręcać na zjeździe, żeby wtoczyć się na kolejne wzniesienie, czy raczej oszczędzać nogi.

Pisałem już, że pod górkę jechałem 40W więcej niż po płaskim. Za to na zjazdach starałem się nie dokręcać. Dlaczego? Przeczytałem o tym u Joe Friel’a („Podręcznik treningu z miernikiem mocy”). Chodzi o to, że przy większej prędkości (np. na zjeździe) opór powietrza jest odpowiednio większy, w związku z tym dodatkowa moc przeznaczona na pokonanie go jest mniej efektywna niż w sytuacjach, gdy prędkość jest mniejsza np. na płaskim a w szczególności na podjeździe.

Między winnicami spotkałem „starego znajomego” – Hiszpana. Javier Iriberri Villabona – tak brzmi jego imię i nazwisko. Właśnie mnie dogonił. Na podjazdach był rzeczywiście dobry. Niski – zdaje się około 160cm. Drobny. Ubrany w „orzeszek” Movistaru. Podjazdy pokonywał w stylu Contadora, czyli na stojąco, mocno bujając rowerem.

Przez te winnice jadę już trzeci raz i zawsze jestem zachwycony tym krajobrazem i bogatymi gospodarstwami przyległymi do zadbanych, równo posadzonych rzędów winorośli. Jednak tym razem czerpanie paliwa z krajobrazów przeplatało się w mojej głowie ze świadomością, że oto już niedługo pojawi się za mną mistrz Strasser i dobrze by było ten moment jak najbardziej opóźnić. Przejechaliśmy nieco ponad 800 kilometrów. Christoph wyruszył 14 godzin po pierwszym zawodniku (13,5h po mnie) i teraz połyka kolejno stawkę. Ten pierwszy odcinek jedzie naprawdę szybko. Jest kilkadziesiąt kilometrów za mną. Ja jadę już półtorej doby, on – 24h.

13935137_894483943989991_3753044880363485292_nFoto: Ultrakolarz Crew Team

Zobacz również